Nowa Huta – kiedyś bandycka dzielnica, dziś oaza spokoju

Co łączy nowohucian z Katalończykami? Dlaczego na piwo jeździmy do Krakowa? Czy Huta uratowała krakowską turystykę? Na te i inne pytania odpowiada Maciej Miezian, pracownik Muzeum Historycznego Miasta Krakowa i miłośnik Nowej Huty.

Nasza Huta: Jedna z uczestniczek tegorocznej edycji Big Brothera pytana skąd pochodzi odpowiedziała, że z Nowej Huty. O Krakowie nawet nie wspomniała. Skąd się bierze to lokalne przywiązanie?

 

Maciej Miezian: Kiedy budowano Nową Hutę między Hutą a Krakowem było lotnisko, które zaczęto zabudowywać dopiero w latach 80-tych. Przez sporą część istnienia Nowej Huty wyjeżdżało się z Krakowa w rejonie Ronda Mogilskiego czy Grzegórzeckiego i jechało przez pola, lasy łąki, aby po dotarciu do Ronda Czyżyńskiego ponownie wjechać na teren zabudowany. Wtedy autentycznie były to osobne miasta. W mentalności ludzi zostało to do dzisiaj. Przejawia się to również w tym, że Huta jeździ do Krakowa np. do pubów i restauracji.

 

 

Dlaczego nowohucianie nie mają lokali gastronomicznych na miejscu?

 

Pierwsza sprawa, tutaj ludzie nauczyli się, że jedzą w domu. Lokale, jeśli nawet powstają, to nie utrzymują się zbyt długo. Nie ma tu ruchu turystycznego, który zapewniłby im klientów. Druga sprawa, branża gastronomiczna nie ma szans na rozwój ponieważ nie ma tutaj własności prywatnej. W Hucie były budynki państwowe, które przekształciły się później w wspólnoty mieszkaniowe, którym z kolei nie zależy, żeby na parterze były głośne bary.

 

 

Dlaczego mieszkańcy nie chcą lokali gastronomicznych?

 

Po wybudowaniu Nowej Huty zamieszkali tu głównie młodzi ludzie, którym – póki byli młodzi – chciało im się szaleć. Wtedy była to niebezpieczna, wręcz bandycka dzielnica. Lata mijały, szalona młodość zamieniła się w spokojną starość. Co ważne, seniorzy to grupa ludzi, którzy mają stałe – choć niewielkie – źródło dochodu w postaci rent i emerytur. Młodzi ludzie raz zarabiają, a raz nie. Starsi mieszkańcy, których jest tu teraz najwięcej, chwalą sobie ciszę i spokój, a jeść lubią w domu. Stąd ich niechęć do powstawania głośnych lokali.

 

 

Jakie były stosunki między krakowianami a nowohucianami na przestrzeni 70 lat. Kiedy się oziębiały kiedy ocieplały?

 

Nie wiem czy kiedykolwiek się ociepliły. Ale od początku, Polską inteligencję tworzyła szlachta, którą wydziedziczono z majątku po powstaniu styczniowym. To była grupa, która tworzyła nam kanon literatury, której uczy się w szkole. Zazwyczaj są to opowieści o pięknej wsi, o malowniczych dworkach, polach ze złocistymi kłosami zbóż. Przeciwieństwem jest wielkie parszywe miasto przemysłowe. Proszę zauważyć, że do dziś wybudowanie jakiegokolwiek zakładu przemysłowego w Polsce zawsze łączy się z protestami ekologów. Niechęć płynęła też stąd, że wtedy Nowa Huta mentalnie leżała w województwie katowickim. Wszelkie decyzje dotyczące Huty zapadały w Katowicach lub w Warszawie. Kraków nie miał w tej sprawie nic do powiedzenia. Nie było żadnej naturalnej więzi pomiędzy Krakowem a Nową Hutą.

 



Czy nowohucianie mają kompleks Krakowa?

 

To, jak przedstawiany jest Kraków dobrze widać w dzisiejszych komediach romantycznych. Jak akcja filmu toczy się w Warszawie, to zawsze są to nowoczesne biurowce, a jak bohater popada w kłopoty to przyjeżdża do bogatej ciotki w Krakowie. Oczywiście mieszkanie jest na Rynku Głównym, pełne antyków, a ciotka popija herbatkę w porcelanowej filiżanki. Tak, do dzisiaj stolicę Małopolski wyobrażają sobie warszawiacy. Podaję ten przykład, żeby pokazać, że kompleks Krakowa ma nie tylko Nowa Huta, ale i Warszawa oraz cała Polska. Wszędzie w latach 70 był socjalizm, a w Krakowie Piwnica pod Baranami, artyści, melonik, ławki na plantach gdzie rozmawiało się o sztuce. Skoro nawet stolica miała kompleksy co do Krakowa, to co dopiero ludzie, którzy przyjeżdżali tu ze wsi, żeby zacząć nowe życie.

 

 

Z kompleksów kiedyś w końcu się wyrasta

 

To się skończyło dopiero w latach 80., kiedy Nowa Huta zamieniła się w miasto bohaterów, którzy walczyli z komunizmem. Dokładnie w 81 roku w czasie tzw. karnawału solidarności. Okazało się wtedy, że Huta ma jedną ogromna bramę, która wychodzi na szeroką aleję, której nie da się zablokować. Ciasny Kraków nie miał takiego miejsca. Strategicznie rzecz ujmując był to idealny teren do przeprowadzenia manifestacji. Z tej oto konieczności Kraków musiał polubić Nową Hutę. To był taki okres odrodzenia się etosu robotnika jako siły przewodniej narodu.

 

 

Podziały zostały jednak do dziś

 

Nowohucian w Krakowie można porównać do Katalończyków w Hiszpanii. Mówią tym samym językiem co reszta kraju, mają te same zwyczaje, a mimo to podkreślają swoją odrębność. Nowohucianie, którym przez długie lata pokazywano gdzie jest ich miejsce w szeregu musieli wykształcić z czasem odruchy obronne. Jednym z nich jest bardzo silna identyfikacja z miejscem gdzie się żyje. Dlatego ludzie pytani skąd są nie mówią, że z Krakowa tylko z Nowej Huty.

 

 

Czy przez 70 lat istnienia Nowej Huty udało się stworzyć tutejsza tradycję, coś co określa żyjących tu ludzi?

 

Na pewno są to więzi sąsiedzkie, które nie występują już w innych częściach Krakowa. Biorą się one m.in. stąd, że kiedy przekonywano ludzi do przeprowadzki do Huty, werbownicy jeździli po wsiach i namawiali do tego całe grupy młodych osób z jednej wioski. Ci osiedlali się zazwyczaj w jednym bloku lub po sąsiedzku. Dlatego do dziś panują tu więzi rodzinne i towarzyskie. Przez całe lata trzeba było ciągle pożyczać od sąsiadów cukru i mąki. Nie zamykało się drzwi, chodziło się do sąsiada na imieniny, chrzciny, komunie, wesela. Dzięki temu nowohucianie autentycznie żyli ze sobą. Stąd wziął się dość duży kapitał zaufania społecznego pomiędzy ludźmi.

 

 

Kraków to dziś polskie centrum turystyczne. Czy nowa Huta na tym korzysta?

 

Kraków jeszcze w latach 90. był miastem, które nie potrafiło zarabiać na turystyce. Ruch turystyczny odbywał się się głównie w zabytkowym centrum miasta, które bez problemu można było zwiedzić w jeden dzień. Turyści przyjeżdżali rano pod Wawel, zwiedzali go, później szli pieszo na Rynek Główny i o godz. 15 wsiadali do autobusów na placu Matejki. Wracali do hotelu i ewentualnie jechali jeszcze do Wieliczki lub Oświęcimia. Nowa Huta leży na tyle daleko od Krakowa, żeby turyści, którzy ją zwiedzają zostali co najmniej na dwa dni w mieście. To przyczyniło się do turystycznego rozwoju Krakowa. Gdyby władze miasta w pełni zdawały sobie sprawę, ile korzyści przynosi im Nowa Huta zamiast po raz kolejny przeznaczać pieniądze na upiększenie Wawelu, przeznaczyli by je na wyremontowanie Placu Centralnego.

 

 

Mimo mniejszych nakładów na nowohucką turystykę udało się przyciągnąć tutaj turystów.

 

Promocja Nowej Huty zaczęła się od mojego przewodnika z 2005 r. To co dziś opowiadają turystom przewodnicy nowohuccy można znaleźć właśnie w przewodniku. Wymyśliłem hasło, że mieszkać w Nowej Hucie to jak jeździć Rolls Roycem wśród trabantów. W ten sposób udało się stworzyć coś, co nazywa się produktem turystycznym. Władzom Krakowa spodobał się ten pomysł, ponieważ pomógł im on zatrzymać turystów na dłużej.

 

 

Na czym polega tutejszy produkt turystyczny?

 

Tu jest zachowany socjalizm i komunizm, którego próżno szukać na zachodzie Europy. Architektura socrealistyczna jest niemal w niezmienionej formie na każdym kroku. Gdyby ktoś chciał nakręcić film o latach 70 to tutaj może włączyć kamerę i bez żadnego retuszu ma plan zdjęciowy. Większość bloków jest tak szara jak Wawel w socjalizmie. Na ulicach można spotkać ludzi „wyjętych” z lat siedemdziesiątych. Słyszałem nawet określenie „inżynier z Nowej Huty”. To taki starszy pan staromodnie ubrany z małą teczuszką i kaszkietem na głowie. Takich widoków na próżno szukać w Krakowie.

 

 

Dziękujemy za rozmowę




Polecane Video

Komentarze

Robert Ś. 23.04.19, 17:06:19

Bardzo mądry i obeznany facet, ciekawa rozmowa

Gredry 23.04.19, 18:50:08

"w niemal niezmienionej formie". Jeszcze chwila i nie będzie co zbierać

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Najnowsze Wiadomości

Najczęściej czytane